Marek postanawia kupić nowy samochód. Niski przebieg, na zdjęciach wygląda bardzo dobrze. Panie, samochód jest igła! Niemiec płakał jak sprzedawał – mówi z pełnym przekonaniem sprzedawca. Niedługo później, podczas wizyty w serwisie okazuje się jednak, że samochód jest po poważnej kolizji (tzw. dzwonie), a przebieg na liczniku jest przynajmniej o połowę niższy, niż rzeczywisty. Brzmi znajomo? Jeśli nie, to z pewnością historia ta nie jest Ci osobliwa.
Podobnie jak z autem, jest z zakupem szablonu do sklepu internetowego PrestaShop. Tutaj też możesz nie zauważyć wielu istotnych elementów, które mogą zadecydować o tym, czy odniesiesz sukces, czy poniesiesz porażkę w sprzedaży internetowej.
Tamtego dnia Marek samochodu nie kupił. Nie kupił też żadnego innego, a za zaoszczędzone pieniądze postanowił otworzyć własny sklep internetowy. Wszedł więc na stronę z szablonami PrestaShop.
Witryna robiła wrażenie – był spory wybór, każda propozycja niczego sobie. Uwagę Marka przykuł szablon z siódmej strony. Wszedł na wersję demo, sprawdził jak wyglądał. Było dużo ładnych zdjęć, banerów, nawet pojawiła się jakaś animacja. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Mniej więcej tak jak chciał. W końcu to szablon, nie mógł być wybredny.
Jedyna rzecz jaka Markowi się nie podobała to pasek wyszukiwania – mógłby być nieco większy i bardziej czytelny. Wydając jednak niespełna 350 zł na zakup szablonu postanowił przymknąć na to oko. Marek, rzecz jasna, podczas oglądania strony demo szablonu, korzystał z komputera. Wersji na urządzenia mobilne nie sprawdzał, ale nie miał się czym przejmować – użytkownicy smartfonów na ten moment to tylko 53% jego potencjalnych klientów. Z kolei 3% to tablety, a komputery i laptopy stanowią aż 44% wejść. Warto dodać, że udział komputerów z roku na rok spada i szacuje się, że do 2028 roku smartfony będą stanowiły 76% wszystkich wejść na stronę przeciętnego sklepu internetowego. Mimo to Marka nie przekonuje ten argument. Nigdy nic nie kupił przez telefon. I nie kupi, bo ekran jest mały, a przyciski niewyraźne.
A więc szablon wybrany. Bliski znajomy marka jest serwisantem komputerów. Trochę też się zna na stronach www. Kiedyś nawet zrobił witrynę dla kuzyna. W wolny weekend postanawia zrobić przysługę Markowi. Instaluje PrestaShop, a następnie szablon. Po kilku godzinach wszystko było gotowe. Po znajomości skasował pięć stów.
Marek jest bardzo zadowolony. Szablon kosztował 350 zł, praca kolegi to 500 zł, do tego hosting i wykup domeny w wysokości 240 zł. Razem za wszystko 1090 zł. Marek zakłada, że sklep będzie zarabiał około 8000 zł miesięcznie po odliczeniu wszystkich kosztów. Szybko kalkulując wychodzi na to, że cała inwestycja w sklep zwróci się w jakieś… 4 dni. No zobaczymy.
Zaraz po uruchomieniu sklepu Marek postanowił zrobić szum wokół swego nowego nabytku. Zaprosił wszystkich swoich znajomych do polubienia fanpage’a sklepu internetowego. Zaczął się reklamować zarówno na Facebooku, jak i w Google Ads. Po kilku dniach wpłynęły pierwsze zamówienia.
Tydzień później, we wtorek rano, pojawił się pierwszy problem. Marek odebrał telefon. Próbuję złożyć zamówienie, ale jak zwiększam ilość produktu do 2 sztuk, to nie działa przycisk dodawania do koszyka – powiedział jeden z klientów podczas rozmowy.
Marek sprawdził u siebie na komputerze. U niego to samo. Na szczęście udało się przyjąć zamówienie przez telefon. A co z klientami borykającymi się z podobnym problemem? Tego nie wiemy. Pewnie kupili u konkurencji.
Nie zwlekając Marek postanowił zadzwonić do znajomego od komputerów. Niestety nie pomógł – nie za bardzo się na tym znał. Polecił kontakt z twórcą szablonu. On na pewno coś zaradzi. Marek odnalazł kontakt do twórcy modułu i wysłał wiadomość. Trochę się wspomagał Tłumaczem Google, bo firma z Węgier i komunikowała się w języku angielskim. Po dwóch dniach odpisali. Mówili coś o „modyfikacji vara w core.js”. Marek radzi sobie nieźle po angielsku, bo na wczasach przecież się dogaduje. Jednak w tym przypadku było zgoła odmiennie. Nie wiedział o co im chodzi i postanowił sięgnąć po pomoc w firmie z Polski.
Niestety nie pracujemy na szablonach inny firm – odpowiedział programista jednej z agencji programistycznych. Druga firma miała terminy na 3 miesiące do przodu. Marek nie mógł tak długo czekać. W końcu udało się znaleźć jeszcze jedną agencję.
Nie byli w stanie się określić ile będzie kosztowało usunięcie awarii. Szablon wykonała inna firma i nie była im znana struktura kodu. To trochę tak jak szukać w domu źródła wycieku wody, nie wiedząc jednocześnie jak biegną rury. Możesz zacząć rozkuwać ścianę, tylko gdzie kuć? Podpowiem, że niekoniecznie tam, gdzie jest plama wody. Trzeba więc szukać. Wracając do agencji, podjęli się zadania, zaznaczając, że rozliczą się stawką godzinową.
Cztery dni później wrócili z dobrą informacją. Błąd udało się usunąć. Dołączyli też fakturę, która opiewała na kwotę 1300 zł netto. Tyle pieniędzy za parę kliknięć? – zbulwersował się Marek. Przecież za cały sklep zapłacił mniej, niż za naprawę 1 błędu. Firma jednak policzyła Marka zgodnie z tym, na co się umawiali. Stawka godzinowa ich programisty to 80 zł netto. Zanim znalazł błąd i go naprawił, minęło w sumie 17 godzin.
Sklep sprzedawał dalej, a na koniec miesiąca Marek zrobił podsumowanie:
- Przychody: 12 071 zł
- Koszty: 10 744 zł
- Bilans: 1327 zł
Źle, czy dobrze? Choć to dopiero start, Marek spodziewał się czegoś więcej. Postanowił zgłosić się do agencji marketingowej po audyt sklepu. Po kilku dniach audyt był już w jego rękach.
Na początku wspomnieli o konwersji. Okazało się, że sklep miał konwersję na poziomie 1,3%. Czyli nieco ponad 1 osoba na 100 wchodzących na stronę sklepu dokonywała zakupu. To niewiele w porównaniu do przeciętnego sklepu, który cechuje się konwersją na poziomie 2 – 3%. Marek chciałby mieć taką konwersję. Gdyby wynosiła 3%, marek sprzedawałby 2 razy więcej!
Polecono mu więc, aby zadbał o szybsze ładowanie strony internetowej. Im strona ładuje się wolniej, tym niższa konwersja na sklepie. A witryna ładowała się w żółwim tempie. Marek nie wiedział, że to takie ważne, bo skąd miał wiedzieć?
Osoba audytująca obejrzała sklep zarówno na komputerze, jak i na smartfonie. To bardzo ważne, bo jak pamiętasz, ponad połowa ruchu na stronie sklepu Marka to wejścia z urządzeń mobilnych. O ile wersja komputerowa prezentowała się całkiem przyzwoicie, o tyle wersja na smartfony pozostawiała wiele do życzenia. Była co prawda responsywna i nic nie „wystawało poza ekran”. Nie był to jednak sklep, w którym klienci chcieliby składać regularne zamówienia. Jeśli musieli, to kupowali. Ale jeśli konkurencja miała ten sam produkt w zbliżonej cenie, sporo osób preferowało zakupy właśnie u nich.
Audyt wspominał też o kwestii pozycjonowania sklepu, czyli tak zwanego SEO. Mówiąc w skrócie sklep był marnie dostosowany pod pozycjonowanie. Trzeba by było wdrożyć dużo czasochłonnych i kosztownych modyfikacji, żeby całość miała ręce i nogi. Pytanie jednak, czy krzywo wymurowaną ścianę jest sens prostować, czy może łatwiej ją zburzyć i postawić na nowo? Zmierzam powoli do tego, co firma zaproponowała Markowi na końcu audytu.
Zasugerowali, by zastanowił się nad wykonaniem nowego sklepu. Ten co prawda od strony wizualnej wyglądał całkiem nieźle, ale pod karoserią kryło się wiele niedoróbek. Zupełnie podobnie jak w przypadku samochodu, z którego zakupu Marek zrezygnował. Wierzchołek góry lodowej prezentował się bardzo okazale, ale to, co można było znaleźć pod spodem, nie było już górnych lotów.
Marek stał na rozstaju dróg. Nie wiedział co zrobić. Nie przejmować się tym, co mówią osoby z branży i próbować działać dalej? A może posłuchać ich rad i zainwestować w solidny sklep raz, a dobrze?
Zdecydował się na wariant drugi i tym razem postanowił zbudować sklep bez używania szablonu. Musiał jednak sięgnąć głębiej do kieszeni, bo koszty wykonania takiego sklepu były nieporównywalnie większe. Ile sklep kosztował? O tym za chwilę.
Firma po sporządzeniu ustaleń z Markiem przygotowała makiety strony. Wyglądała dokładnie tak, jak Marek sobie wymarzył. No może nie do końca, bo przy projekcie czuwał też UX/UI designer, który zadbał o odpowiednie ułożenie elementów na stronie, aby zmaksymalizować sprzedaż i zwiększyć konwersję. Trzeba było więc niektóre elementy dodać, inne usunąć, albo przesunąć w inne miejsce.
Sklep został zaprojektowany zgodnie z wytycznymi Google Material Design. To taki zbiór elementów strony internetowej, pokazujący jak zaprojektować dany element, aby był przyjazny użytkownikowi.
Układ strony wykonano też w oparciu o schemat Mobile First, czyli ze szczególną dbałością o smartfony.
I na koniec zadbano o to, by strona ładowała się błyskawicznie. Firma pamiętała, że szybkość ładowania strony ma bezpośrednie przełożenie na konwersję. Wiedzieli też, że szybkie strony łatwiej się pozycjonują w Google. Swoją drogą, widziałeś kiedyś stronę na pierwszej lokacie w wyszukiwarce Google, która ładuje się powoli? Ja jeszcze nie.
Gdy przyszedł moment rozliczenia, Marek był przygotowany na zapłatę ustalonych w umowie ponad ośmiu tysięcy netto. A dokładnie 8260 zł. Było to całkiem sporo, ale z drugiej strony gdyby Marek chciał otworzyć sklep stacjonarny, za samo wybudowanie siedziby zapłaciłby kilkaset tysięcy. O wyposażeniu lokalu już nie wspominając.
Sklep po pierwszym miesiącu od uruchomienia zarobił dla Marka 4342 zł. W kolejnym było to już 6811 zł. Inwestycja zwróciła się więc w 2 miesiące. Dziś sklep Marka jest jednym z dwóch największych w swojej branży i dziennie realizuje ponad 160 zamówień.
Czego uczy nas historia Marka?
Jakość wykonania sklepu to bardzo istotny czynnik. W dużej mierze od tego zależy powodzenie Twojej ekspansji na rynku e-commerce. Jeśli masz słaby sklep, już na starcie będzie Ci trudniej.
O ile to możliwe, staraj się unikać szablonów. Powiedz mi szczerze, kupując szablon za 100$ spodziewasz się otrzymać tę samą jakość, jaką oferuje skrojony na miarę sklep za kilka tysięcy złotych? Pewnie nie.
Nie mówił bym tego, gdyby nie fakt, że miałem styczność z wieloma sklepami z różnych branż. Każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy, ale zawsze można było zaobserwować, że te wykonane na szablonach nie dorównują pozostałym.
Właściciele sklepów często nawet nie byli świadomi licznych niedoróbek, i dopiero po odnalezieniu ich w konsoli błędów udawało się je naprawić. Takie błędy utrudniały (a czasem uniemożliwiały) klientom składanie zamówień, co przekładało się na straty finansowe sklepu. A znasz sklep, który chce tracić klientów? Ja nie.
Czyli co? Unikać szablonów, czy może są jakieś wyjątki?
Zapytaj mechanika jakich samochodów unikać, a na pewno będzie miał przygotowaną swoją czarną listę aut, których powinieneś unikać jak ognia. Jeśli mnie zapytasz, czy sklep na szablonie jest dobry, odpowiem, że otrzymujesz tyle, ile za niego będziesz musieć zapłacić. A płacisz bardzo mało. Czy ja otwierając sklep wykonałbym go na szablonie?
Jeśli byłbym blogerem i planowałbym otworzyć sklep z kubkami oraz koszulkami, pewnie na początku spróbowałbym z gotowym sklepie na szablonie. Właśnie tak. Przy małym nakładzie finansowym byłbym w stanie sprawdzić, czy taki biznes w ogóle ma sens.
Jeśli natomiast podchodziłbym do prowadzenia sklepu internetowego na poważnie, bez wahania wybrałbym wersję skrojoną na miarę, niczym idealnie dopasowany garnitur od krawca.
Mam nadzieję, że historia Marka naświetliła Ci kilka aspektów związanych z wyborem drogi podczas uruchamiania lub modernizacji sklepu internetowego. Życzę Ci, aby Twój sklep miał wysoką konwersję, był dobrze zoptymalizowany pod SEO oraz ładował się w błyskawicznym tempie.